Cz.2. Transatlantycki rejs na Queen Mary 2 – pierwsze chwile na pokładzie.

Kontynuując wcześniejszy wpis o tym, co poprzedziło moją przygodę na Queen Mary 2, dziś dzielę się kolejną częścią wspomnień z pięknych kwietniowych dni 2019.

Pamiętam chwilę, kiedy jeszcze w terminalu, ale tuż po kontroli bezpieczeństwa, został mi do pokonania jedynie trap, prowadzący do wejścia na statek.

Kiedy przechodziłem przez niego, zatrzymałem się w połowie. Zdałem sobie sprawę, że to ostatni moment, kiedy jestem poza statkiem. Rzuciłem okiem na jego imponujące burty i historyczne portowe nabrzeże. Miejsce, gdzie przeszłość spotyka się z przyszłością. Zrobiłem zdjęcie, zapominając w tamtej chwili o bardzo podobnym, zrobionym na Titanicu. Przypomniałem sobie o tym dopiero pisząc ten wpis.

Skierowałem głowę ku górze, na napis „To the ship” i ruszyłem trapem dalej. Na jego końcu – ostatnia kontrola dokumentów, czerwony dywan z napisem „Welcome to Queen Mary 2” i magiczna chwila przekroczenia wejścia na statek…

Po powitaniu, zrobiłem krok dalej. Byłem w recepcji statku, w tzw. Grand Lobby, reprezentacyjnym pomieszczeniu wysokim na kilka pokładów. Od razu rzuciły mi się w oczy wykładziny w stylu Art Deco, specjalnie zaprojektowane na Queen Mary 2, nawiązujące do wystroju pierwszej Queen Mary z lat trzydziestych.

Takich smaczków z wystroju wnętrz na statku było, jak się okazało później, bardzo wiele. Rozglądając się wokół, skierowałem się w stronę wind.

Windą udałem się na pokład piąty, idąc następnie przez długi korytarz w stronę dziobu, by odnaleźć swoją kabinę. Jak Czytelnik przypatrzy się uważnie na poniższe zdjęcie, dostrzeże na końcu długiego korytarza ludzką postać. Skala jest niesamowita. Warto też zwrócić uwagę ponownie na specjalnie zaprojektowane wykładziny w stylu Art Deco oraz drewniane panele na wysoki połysk przy drzwiach kabin.

W końcu dotarłem do miejsca. Walizki, które zostawiłem przy wejściu na terminal, były już przy kabinie. Gdy otworzyłem jej drzwi, moim oczom ukazał się całkiem miły widok.

Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, na stoliku stał kubeł lodu a w nim butelka szampana i kieliszek, z adnotacją od Cunarda. W ten sposób każdy pasażer może rozpocząć swój pobyt na statku.

Szampana postanowiłem zachować na inny wieczór. W kabinie było wszystko, czego potrzeba. Bardzo wygodne łóżko, stonowany wystrój, zgrabne biurko, czajnik, szklanki, napoje, lodówka, suszarka do włosów, sejf, szlafrok i klapki, a w łazience, poza zestawem kosmetyków – nawet patyczki do uszu. Wszystko to bardzo ergonomicznie ułożone, na zgrabnej, niewielkiej przestrzeni. Kabina, jaką wybrałem, miała duże okno, gdyż zależało mi na tym, żeby mieć dzienne światło. Kabiny wewnętrzne ze względów oczywistych go nie mają, zaś kabina z balkonem wydawała mi się nonsensem, z uwagi na spory wiatr na Altantyku. Wiedziałem też, że nie będę w kabinie spędzać dużo czasu i zawsze mogę się udać na pokład spacerowy, jeśli będzie mi brakowało powietrza i szumu fal.

W kabinie znajdował się telewizor, na którym wyświetlane były niezbędne komunikaty, pozycja statku na mapie, prędkość oraz inne ciekawostki. Według komunikatu, musiałem jak najszybciej opuścić kabinę i sprawnie ubrać kamizelkę ratunkową…

… by udać się do Carinthia Lounge, sali, w której przeprowadzano trening z zakresu bezpieczeństwa dla pasażerów. Wyglądało to dość oryginalnie, gdyż wszyscy pasażerowie, lekko stłoczeni w stylowym pomieszczeniu z białym fortepianem, mieli kamizelki na sobie. Wśród pasażerów dostrzegłem przypadkiem bardzo szczególną osobę. O tej ciekawej postaci, związanej z Titanikiem, opowiem nieco później 😊

Gdy szkolenie dobiegło końca, zostawiłem kamizelkę w kabinie i udałem się na pokład spacerowy, aby wstępnie poznać układ pomieszczeń statku i przede wszystkim, spojrzeć na Southampton i doki.

Statek robił ogromne wrażenie. W końcu ma 345 metrów długości. Warto wspomnieć, że Titanic miał prawie 270. Próbowałem oszacować wizualnie skalę Titanica, patrząc z pokładów na stanowisko 44, w którym niegdyś stał. I zrozumiałem wtedy, jak niewielki był w porównaniu do Queen Mary 2. Gdy stałem na pokładzie rufowym, jeden z moich kolegów powiedział mi, że to poziom najwyższego pokładu spacerowego Titanica. Aby lepiej to zrozumieć, wystarczy spojrzeć na poniższą grafikę, będącą porównaniem obu jednostek.

Gdy spojrzałem na panoramę miasta, dostrzegłem wśród budynków wspomniany wcześniej South Western Hotel, budynek, w którym niektórzy pasażerowie Titanica spędzili czas przed rejsem. Oczywiście, sama panorama zmieniła się ogromnie w ciągu tych ponad stu lat, ale nadal, porównując ze starymi zdjęciami, można zobaczyć wiele tych samych elementów krajobrazu.

Zbliżała się godzina 17:00, czyli czas wypłynięcia z portu. Choć Queen Mary 2 może opuścić dok bez holowników, w Southampton używa się ich zwyczajowo. Skierowałem się w stronę dziobu, by je zobaczyć. Okazało się, ze widać także inny mały statek nieopodal, na pokładzie którego byli ci delegaci British Titanic Society, którzy nie wyruszyli w rejs, ale którzy chcieli zobaczyć jak odpływamy. Machaliśmy sobie z daleka, choć nie wiadomo było dokładnie kto jest kim. W ten sposób powstały nagrania i zdjęcia z tej chwili, z obu perspektyw. Podzielę się nimi w odpowiednim czasie, kiedy zdołam przygotować relację filmową z całej podróży. Na razie jednak pozostają nam zdjęcia 😊

W kilkanaście minut po 17:00, statek subtelnie odsunął się od nabrzeża portu. Tak bardzo przypominało to słynną chwilę sprzed 107 lat.

Kiedy wypływaliśmy z doku, mijaliśmy kolejne, znane pasjonatom Titanica, miejsce. Gdy 10 kwietnia 1912 roku Titanic opuszczał dok, siłą swojego ruchu w wodzie zerwał z lin stojący przy nabrzeżu inny statek „New York”, który niebezpiecznie i bezwładnie zbliżył się do zatrzymującego się awaryjnie Titanica. Zaledwie kilkadziesiąt centymetrów zabrakło do kolizji. To właśnie w rejonie tego cypla przy nabrzeżu po lewej stronie, które to widzimy na poniższym zdjęciu, miało miejsce to zdarzenie. Patrzyłem na to miejsce cały czas, gdy zmieniało się nasze położenie przy wychodzeniu z doku, wyobrażając sobie scenę sprzed 107 lat.

Podobny moment – gdy Titanic opuszczał ten sam dok, uwiecznił na jednym ze swoich obrazów wybitny malarz marynista, historyk Titanica, Ken Marschall. Pożegnanie Queen Mary 2, w obiektywnie kolegi, wyglądało nieomalże identycznie…

Wtedy ze wspomnianego małego statku, wykonano jedno z ostatnich zdjęć Queen Mary 2, jak wyżej, oddalającego się z Southampton. Być może Czytelnik dostrzeże, że na rufie ktoś, w ramach żartu, trzyma irlandzką flagę…

… to nikt inny jak jeden z moich dowcipnych współtowarzyszy rejsu, Senan Molony – znany wielu osobom jako autor jednej z najbardziej głośnych teorii spiskowych związanych z zatonięciem Titanica (teorii pożaru i związanej z nim smugi na kadłubie).

Następnie, kierowaliśmy się cieśniną Solent. To w jej wodach znaleziono filiżankę z serwisu 3 klasy White Star Line, wyrzuconą z pokładu liniowca ponad sto lat temu, o której pisałem niegdyś na blogu. Słońce nadal pięknie świeciło, a z biegiem kolejnych godzin ląd widoczny był coraz słabiej.

Wówczas, po czasie pełnym wrażeń, udałem się na odpoczynek do kabiny.

O tym, co wydarzyło się później, wkrótce na blogu!

 

 

RSS
Facebook
YOUTUBE