Cz.4. Transatlantycki rejs na Queen Mary 2 – o menu, ubiorze i pierwszym balu.

Wpis jest kolejną częścią opowiadania. Jeśli czytelnik nie zna poprzednich, zapraszam uprzednio do przeczytania części: pierwszejdrugiej i trzeciej


Mój pierwszy pełny dzień na pokładzie przypadł na poniedziałek, 15 kwietnia 2019. Płynęliśmy na zachód od wybrzeży Anglii, przed nami był tylko ocean. Statek zostawiał po sobie kilwater, czyli piękny ślad w postaci morskiej piany…

Dzień rozpoczął się od śniadania w Sali jadalnej Britannia. Poranki na statku wyglądają nieformalnie, na luzie. Do jadalni można przyjść nawet w jeansach i tenisówkach, co absolutnie nikogo nie dziwi. Tak więc, rano, udałem się na pierwszy posiłek. I tu niespodzianka. Stolik, do którego jest się przypisanym, funkcjonuje jedynie w ramach kolacji. Pozostałe posiłki, czyli śniadanie i lunch, jada się będąc usadzanym losowo przez kierownika Sali i zaprowadzonym przez kelnera. Można wtedy zażyczyć sobie stolik dwuosobowy, ale na takie należy czasami chwilę poczekać.

W pierwszej chwili nie przypadło mi do gustu dosiadanie się do nieznajomych osób, ale już po chwili okazało się, że jest to genialna sprawa. Dlaczego? Bo dzięki temu poznaje się wielu współpasażerów! Można więc w ten sposób zbudować swoje grono znajomych na czas rejsu, bądź je poszerzyć. I tak, poznawałem ciekawych ludzi z całego świata w ciągu kolejnego tygodnia. Pamiętam pana z Japonii, który pięknie tańczył ze swoją żoną w przeddzień w Sali Balowej, przypadek sprawił, że jedliśmy razem lunch przy wspólnym stole. Pochwaliłem jego taniec i byłem jednocześnie ogromnie zaskoczony, gdy powiedział mi, że ma 80 lat i że taniec to całe jego życie. Pamiętam też panią ze Stanów Zjednoczonych, która – jak się później okazało – jest znaną amerykańską prawniczką i telewizyjną celebrytką, o czym nie miałem wówczas pojęcia. Uwagi na temat rejsu wymieniałem i z Australijczykiem, dla którego był to również pierwszy pobyt na Queen Mary 2. Miło czas spędziłem także z pewną Angielką hinduskiego pochodzenia, z którą potem zwiedzaliśmy kuchnie na statku, wspominam też irlandzkie małżeństwo, które poznało mnie z prawdopodobnie jedyną polską pasażerką (Pani Barbaro – jeśli Pani to czyta – przesyłam serdeczne pozdrowienia 😊). Tak więc, gdyby ktoś z czytelników kiedyś miał okazję podróżować na statku Cunarda, radzę nie odmawiać opcji dzielenia stołu z innymi. Warto też dodać, że są to najczęściej osoby o dużym poziomie kultury osobistej.

I tak, również w tej konwencji poznałem człowieka, starszego, który jako dziecko podróżował na Britannicu (III) z White Star Line w latach trzydziestych a następnie na poprzedniej Queen Mary! Britannic, trzeci statek w historii White Star Line noszący to imię, i jednocześnie ostatni w historii statek służący w barwach kompanii, pływał do roku 1960. Queen Mary – do 1967.

Wspomniany towarzysz opowiadał o tym, że Britannic, w przeciwieństwie do bardzo stabilnej Queen Mary 2, bardzo mocno kiwał się na falach, gdy bezustannie w jednym oknie widać było gołe niebo, a w oknie naprzeciwko – wyłącznie ocean. Wspomniał także o sznurach, rozpiętych między pomieszczeniami i schodami, które pomagały pasażerom trzymać się swojej drogi. Queen Mary 2 jest zaprojektowana w taki sposób, ze ma specjalne stabilizatory i doskonale radzi sobie z pokonywaniem fal Atlantyku. Jeden dzień w trakcie mojego rejsu był sztormowy. Wówczas, mimo stabilizatorów, było się jak w środku kołysanki. W niektórych pomieszczeniach, rytmicznie skrzypiały boazerie. Pamiętam drżenie poręczy i subtelnie dzwoniące kieliszki, oparte o siebie na stołach w jadalni. Za oknami – wzburzone fale. Magiczne wspomnienie…

Skoro jesteśmy przy tematach jadalni, nie sposób nie wspomnieć o jedzeniu. Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, można jadać w różnych miejscach na statku, o bardzo różnych godzinach, jednak to właśnie Britannia Restaurant, czyli oficjalny salon jadalny, jest najlepszym miejscem na śniadanie, lunch i kolację. Wspomnianym wcześniej walorem jest poznawanie nowych osób, ale nie sposób nie wspomnieć o jakości jedzenia, która jest absolutnie doskonała.

Przy każdym posiłku wybieramy dania z menu. Menu zawiera bardzo szeroki wachlarz potraw, z których każdy znajdzie coś dla siebie. Dla mnie hitem podróży były jajka po benedyktyńsku na śniadania, fantastyczne owocowe przystawki i desery, zaś w zakresie menu kolacyjnego – jagnięcina, nawiązująca do menu z Titanica, czy homar (którego zamówiłem w ramach eksperymentu i okazał się niezwykle smaczny). Kolacje należy w zasadzie opisywać zupełnie inaczej niż pozostałe posiłki w ciągu dnia, gdyż kolacja bywa Wydarzeniem.

Nie jestem fanem fotografowania jedzenia, ale nie sposób było nie docenić estetyki jego podania. Poniżej, przykładowe dania serwowane na kolacji, po kolei: przystawka, danie główne, deser i coś w ramach grzechu po deserze 😉

Wyjaśnię, że trzecie zdjęcie w kolejności przedstawia deser, którym jest mus owocowy podany z zatopioną w nim brzoskwinią, a biała półkolista miseczka wykonana jest z cienkiej białej czekolady, podanej na podpieczonym plastrze ananasa.

Czas, bym omówił kwestię dress code na statku. Jak wspomniałem wcześniej, większą część dnia można poruszać się po przestrzeniach statku nieformalnie, najzwyklej jak chodzimy na co dzień. Mile widziana jest oczywiście koszula czy marynarka, ale nie jest to obowiązek.

W zasadzie co drugi wieczór na statku jest formalny. Słowo „formalny” oznacza, że panowie mają być w smokingu i pod muszką, a panie w odpowiednich wieczorowych kreacjach. Dopuszczalny jest również krawat, ale raczej większość panów rezygnuje z niego na rzecz muchy. Paradoksalne jest przede wszystkim to, że współcześnie należy o tym pasażerom przypominać, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu było to OCZYWISTE. Dodam, że w takich okolicznościach osoba nie stosująca się do reguł nie będzie w pełni mile widziana. Jeśli komuś to nie odpowiada, może udać się do innej części statku, gdzie spędzi czas nieformalnie, ale też nie da się ukryć, że dla wielu osób jest to wspaniała okazja do ubrania się w eleganckie stroje. Widać, że zdecydowana większość pasażerów czerpie z tego ogromną frajdę.

Pierwszą formalną kolację na statku poprzedziło tradycyjne Captain’s Cocktail Party. To część wieczoru, rodzaj imprezy, wydawanej przez Kapitana dla pasażerów, w trakcie której pasażerowie już w wieczorowych strojach udają się do Sali Balowej. Tam Kapitan przedstawia wszystkich kluczowych oficerów i szefów. Statkiem w trakcie naszego rejsu dowodził Kapitan Aseem Hashmi, który, zanim został dowódcą Queen Mary 2, wcześniej w swojej życiowej karierze był pilotem British Airways! Chyba nie było nigdy takiej sytuacji, by zawodowy pilot samolotu został dowódcą statku Cunarda.

Kiedy byłem jeszcze w Southampton, Komodor Warwick – emerytowany dowódca Queen Mary 2 i Queen Elizabeth 2, poprosił mnie, żebym przekazał jego serdeczne pozdrowienia dla Kapitana Hashmi. Skorzystałem z okazji tego wieczoru i dzięki temu, że panowie się przyjaźnią od lat, porozmawiałem z kapitanem, przekazując pozdrowienia, wspominając o naszej grupie pasjonatów Titanica będących na pokładzie.

Po Cocktail Party, udaliśmy się na pierwszą formalną kolację. Sala jadalna wyglądała pięknie. Kwiaty na stołach, elegancka zastawa, nienaganni kelnerzy oraz przede wszystkim dress code – wszystko to czyniło ten czas niczym z filmu czy bajki. Oczywiście, znów przy muzyce na żywo, którą w Sali Jadalnej wykonywało trio smyczkowe na przemian z harfistką, w zależności od dnia.

Po kolacji pasażerowie udali się ponownie do Sali Balowej, na bal nazwany „Black and White”. Istotnie, kolor czarny i biały dominowały w strojach tanecznych, przy standardach granych przez muzyków.

Za sala balową znajdował się night club, nazywany G32. To rodzaj „standardowego” klubu ze współczesną muzyką rozrywkową. Nazwa klubu bierze się zapewne z numerów pokładów drugiego i trzeciego, w jakich mieści się jego przestrzeń. W nim można było zaznać odmiany, jeśli komuś jej brakowało.

Gdy pasażerowie rozchodzili się do swoich kabin wieczorną porą, ja kontynuowałem swoje wędrówki po statku. Bywało, że w niektórych miejscach nie było kompletnie nikogo. Wyludnione puste sale i korytarze niczym na statku widmo. Niezapomnianą aurę miał pusty pokład spacerowy nocą…

Nasz pierwszy, pełny dzień na pokładzie, 15 kwietnia 2019 był jednocześnie 107 rocznicą zatonięcia Titanica. Informowano o tym pasażerów statku, w trakcie podawania wiadomości przez wewnętrzną sieć telewizyjną. Nasz rejs dopiero się rozpoczynał, tak więc do miejsca zatonięcia Titanica było jeszcze daleko…

Ciąg dalszy nastąpi.

RSS
Facebook
YOUTUBE